Pamiętacie tą sukienkę, która mnie wykończyła?

Zebrała ona dość wysokie oceny od osób szyjących.

 
Jedyny problem był w tym, że jeszcze nigdzie w niej nie wychodziłam, ponieważ szycie trwało wyjątkowo długo, a w tym czasie zmieniła się pogoda na ciepłą i wiosenną. I było tak do dnia wczorajszego, kiedy to niespodziewanie dostałam zaproszenie do Filharmonii Krakowskiej. A że grany był, między innymi, mój ulubiony poważny kompozytor  Piotr Czajkowski – IV Symfonia f-moll op. 36, z ogromną chęcią skorzystałam z zaproszenia!
 

 

Czajkowskiego mogę słuchać zawsze i wszędzie w dowolnych ilościach, a jak mam możliwość obejrzenia baletu, wtedy jestem podwójnie szczęśliwa. „Jezioro łabędzia” widziałam z kilkanaście razy i zawsze mnie zachwyca po nowemu! Miałam szczęście urodzić się w Kijowie, gdzie Opera Narodowa jest  jedna z najpiękniejszych na świecie i jest to jedno z  najważniejsze miejsc życia i rozwoju kulturowego miasta i kraju. Jak kiedyś będziecie w Kijowie olejcie muzea historyczne, w których wyraźnie widać co i gdzie kradł Związek Radziecki dla stworzenia „swoich” pamiątek i szerokim łukiem omijajcie Złote Wrota – wyjątkowo paskudne coś, które w czasie mojego dzieciństwa było przecudnymi ruinami nadgryzionymi czasem i promieniującymi historią, a jakiś „mistrz architektury” wymyślił „ulepszyć” pomnik, budując miejsce do kasowania niedouczonych turystów. Zamiast deptania po tych nic nie wartych miejscach, zamówcie wcześniej przez internet bilety do Opery Narodowej w Kijowie, obojętnie na jaki spektakl, nawet jak nie lubicie opery i baletu, nigdy tego nie pożałujecie, koniecznie  idźcie tam! Właśnie w tym miejscu  znajdziecie prawdziwą Ukrainę, jej piękno i historię.

opera3Sztuka jednoczy i w tej muzycznej Świątyni nikt nie szuka kontekstów kiedy gra się rosyjskiego Czajkowskiego, a Teatr nosi dumnie imię Tarasa Szewczenki –  ukraińskiego bohatera narodowego, poety i malarza.  Zawsze, nawet w czasie mocnej Żelaznej Kurtyny, w tym teatrze grało się   opera1opera2Giuseppe Verdi i tańczyło się Carmen i Cyrulika Sewilskiego. Może nie piszą tego w przewodnikach, ale ja to wiem na pewno, bo osobiście przeżyłam i głęboki socjalizm i te przedstawienia. Swoją drogą, bilety w latach 80-ty, kiedy najczęściej odwiedzałam ten Teatr, kosztowały na tyle mało, że KAŻDEGO było stać. Można powiedzieć, że światowa sztuka, nawet ta z wrogich obozów, była wciskana na siłę, a szczególnie dzieciom i nie daj boże choć trochę związanymi z muzyką (jak ja w dzieciństwie), wtedy było się skazanym na obejrzenie i odsłuchania całego repertuaru i nie tylko w swoim rodzimym mieście.
 

 

A wracając do Krakowa i moich sukienek 🙂 Pogoda w Polsce się popsuła i leją deszczy, co mnie trochę ucieszyło, bo mogłam wreszcie „wyprowadzić” swoją sukienkę, o której wspomniałam powyżej. Do niej dobrałam futrzaną kamizelkę, uszytą z sztucznego futra, udającego patchwork. Wykończona kamizelka naturalnym futrem z wilka. Tak, wiem, nie ekologiczne, ale lubię futra, ot taka moja słabość 🙁 Żeby jakoś się  usprawiedliwić napiszę, że staram się wykorzystywać je maksymalnie. Najczęściej moje naturalnie futrzane dodatki i wyroby, to są przeróbki z rzeczy podlegających wyrzuceniu, które zbieram gdzie się da. Tak było i z tym pierwotnie kołnierzem, kupionym za groszy u babci na targowisku. Pewnie ten „wilk” pamięta czasy świetności tej babci, kiedy była młoda i piękna a wielbicieli otaczali ją obsypując kwiatami, komplementami  i drogimi prezentami. Kto wie, może „mój wilk”  był drogim podarunkiem od Miłości Życia  Babci i jej ciężko było z nim się rozstać, ale życie zmusiło…. Nu dobra, znów mnie poniosła wyobraźnia, ale i tak lubię przedmioty z historią 🙂

 
Moja stylizacja z wczorajkamizelka1Wykrój kamizelki bazowałam na modelu 129 z Burdy 10/2012. wykrój Pozbawiłam ją rękawów, zamiast stójki zrobiłam mały kołnierzyk, zamiast zamku haftki (tak na marginesie, zamek i futro to zły pomysł, ponieważ włoski trafiają do ząbków i robi się mniejszy albo większy problem, więc ja unikam takich połączeń i Wam radzę). Już wspomniany „wilkowy”  kołnierz   rozcięłam na pól i obszyłam tymi kawałkami podkroję rękawów. Na całość obszycia futra mi zabrakło i  kończy się ono około 5 cm przed szwem bocznym, czyli pod ręką robi się „dziura” ok.10 cm. U mnie wyszło to przypadkowo, ale myślę że to dobre rozwiązanie do zastosowania celowego, ponieważ futro szczególnie naturalne szybko się przeciera i robią się brzydkie „placki”. Moja metoda pomaga to zminimalizować i przedłużyć im życie. kamizelka4
 
 
 
Kamizelka jest trochę luźna, dlatego najczęściej noszę ją z szerokim paskiem. Wczoraj to mogłam mieć brązowy zamiast czarnego, ale nie miałam, więc jak zwykłe wykorzystałam czarny. Już wiem, z resztek brązowej ekoskóry po sukience uszyje pasek obi i wtedy sukienka z kamizelką zgrają się idealnie!
 

Moje ubranko wczoraj niewątpliwie zwracało uwagę. Najpierw Mąż, który zwykle jest obojętny na ciuszki, powiedział, że trochę się boi mnie wypuścić samą „na miasto”, bo za ładnie wyglądam. Ja uśmiałam się i przypomniałam mu, że w gorszych rzeczach chodziłam sama, na przykład w tej sukience. Potem na przerwie koncertowej byłam otoczona wielu oczami, rozglądającymi moją sukienkę. Na czole obserwujących widniał pytajnik: Gdzie kupiła i za ile? A na dobicie zaczepił mnie Młody Pan na Krakowskim Rynku z zapytaniem jaki to projektant uszył taką ciekawą kieckę i cóż to za cudny materiał (miał na myśli pikówkę)  🙂

 

Trzeba powiedzieć,  że na wczorajszym koncercie byli wyjątkowo ładnie ubrane widzowi, a to dlatego, że było dużo Włochów. A było ich dużo z dwóch powodów:  w pierwszej części  był grany utwór młodego włoskiego kompozytora Paolo Boggio – The Stained Glass Island II (prawykonanie światowe – II Nagroda na I Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim im. K. Szymanowskiego), a całym koncertem dyrygował niesamowity Pan Massimiliano CALDI, urodzony w Mediolanie (w którym już za niedługo też będę). Nie uwierzycie, ale pod koniec koncertu Pan wyglądał jak po 3 godzinach w siłowni, z jego smolistych loczków opadających na twarz lal się pot, koszula  była dosłownie przyklejona po ciała. Cały koncert on, jak to normalny  zbyt emocjonalny Włoch, przeżywał każdy dźwięk, jego twarz kipiała emocjami, każda cząstka jego ciała widoczna i myślę że też niewidoczna grała, tańczyła, śpiewała. Niepowtarzalny widok!

Pod czas koncertu nie wolno robić zdjęć, więc mogę udostępnić tylko taki dowód
filarmonia1
Muzyka robi nas bardziej wrażliwymi, a więc lepszymi ludźmi, odkrywa to część nas, która jest czysta i bezbronna, otwarta i wierząca w cud. Szkoda, że częściej wybieramy trujące instanty w postaci „misyjnej telewizji” i  rozcieńczonego piwa na modnym ostatnio Kazimierzu. Ale otwórzmy oczy, wyobraźnie  i rozum i w sobotni wieczór nie oglądajmy sikających na wiekowe Krakowskie Mury  pijanych Anglików, a idźmy tam, gdzie ładne Damy z dostojnymi Kawalerami  w kreacjach od Chanel i Dolce&Gabbana,  mówią szeptem żeby nie zakłócić magii piękna muzyki i cudu tej niepowtarzalnej chwili, gdzie emocje od dawna nie żyjących ludzi słychać, a historia jest teraźniejszością.

Jestem przekonana, że nasze wrażenia, myśli  i to jak widzimy konkretne miejsca, ludzi i Świat zależą tylko i wyłącznie  od nas i od naszych wyborów! Trochę zmieniając rosyjskie przysłowie powiedziałabym tak : „Powiedz mi jak ty widzisz to co ciebie otacza, a ja powiem jakim Ty jesteś człowiekiem”.

 

Sorry, wyszło długo i  wyniosłe, ale właśnie tak na mnie działa Czajkowski – zmusza do myślenia,  popatrzenie na rzeczywistość  z innej perspektywy i przeanalizowania aktualnych priorytetów. Tak jak Królewicz Zygfryd z „Jeziora Łabędzi” próbuje wypatrzyć w zaczarowanym jeziorze życia gdzie jest prawdziwa Odetta, a gdzie jej zła  podróbka. I aby mi nigdy nie zabrakło siły, wiary i konsekwencji w walce z czarnymi mocami i swoimi słabościami i aby zawsze miałam odwagę przyznać się do błędów i naprawiać złe wybory, twardo dążąc do postawionego celu i do osiągnięcia szczęścia. Czego i Wam życzę!     labedz2

 

Aga, jeszcze raz dziękuje za przecudny majowy sobotni wieczór pełny przeróżnych wrażeń i nowych smaków :-)))

4 thoughts on “Futrzana kamizelka i … Czajkowski

  1. Bardzo fajnie napisane.
    Pozdrowienia Wijasy

  2. Już wiem jak spędzasz wieczory;)- tworzysz barwne opowieści i szyjesz. Albo szyjesz i tworzysz barwne opowieści. Bardzo poetycki wpis- taki magiczny. Szkoda, że zrobiłam takie marne zdjęcie tą komórką….

    1. Dzięki Aga! Opowieści nie tworze, pisze ich życie, a ja tylko czasami spisuję 🙂

Comments are closed.