· · · · ·

Łososiowy ślubny komplet

Ten post poświęcam Mężowi, z którym dzisiaj obchodzimy 15 małżeńską rocznicę.

Kiedy byłam małą dziewczynką, jak większość kobiet, marzyłam być królewną i chodzić na bał w cudownych sukniach. Potem, jak trochę dorosłam i zaczęłam się   zakochiwać, marzyłam wyjść za mąż i założyć biała piękną suknię z długim welonem. A  później, jak nauczyłam się trochę szyć, przestałam marzyć o królewiczach i mężach, ale nadał śniłam o cudownych kreacjach i o tym, żeby mieć jak najwięcej czasu i umiejętności do ich uszycia. Jak widzicie, ciągłe realizuje to marzenie  z różnym skutkiem 🙂

A więc, kiedy poznałam swojego przyszłego Męża i sprawa zbliżała się do ślubu, nie było mowy, żeby moją kreacje szył ktoś inny. Przecież nikt tak dobrze jak ja nie zna moich sukienkowych marzeń, to jak ma to uszyć?! Cała  rodzina i ludowe przesądy stanowczo odradzały mi tego czynu, ale już chyba zauważyliście, że jestem dość uparta i konsekwentna jak  coś sobie ubzduram.

Łamiąc wiec większość tradycyjnych zasad, wzięliśmy ślub  w maju, w którym nie ma literki R, świadkami byli osoby zamężne, różnych tam podwiązek, szmatek, monetek porozkładanych w przedziwnych miejscach nie miałam, Mąż wcześniej widział i mnie i cała kreację i pewnie jeszcze czegoś nie zrobiłam, co powinna i najważniejsze WSZYSTKO (oprócz bielizny i butów) co miałam na sobie, uszyłam sama i nie była to klasyczna biała długa suknia!         aslubne2

Praca nad tym zestawem trwała kilka miesięcy. Poszukiwania tkaniny też dość długo. Nie mogłam wybrać koloru – wiedziałam, że nie chcę białego, ale co w zamian już nie. W końcu za pomocą koleżanki Dorotki, która była moją Świadkową,  zdecydowałam się  na  łososiową tkaninę Merino, kupioną w sklepie z taką samą nazwą na Grodzkiej w Krakowie.  Satynę na wykończenie udało się dopasować kolorem idealnie, ale już nie pamiętam jakim cudem.

Ponieważ ślub braliśmy w Urzędzie Stanu Cywilnego, od razu wiedziałam, że chce mieć żakiecik i spódnicę – taki urzędowy strój. Wykrój żakietu miałam dawno wypatrzony- Burda 12/97 model 107A  i tylko czekał swojego (albo bardziej mojego) czasu. Po lewej  burdowa wersja,  po prawej moja.     aslubne3

wzor burdaSpódnica najpierw miała być klasyczna do kolana, ale wydała mi się za banalna i mało ślubna, więc wyprodukowałam długą z satynowym trenem z tyłu-  burda 11/98 model 139.  Muszę powiedzieć, że wykrój ten jest bardzo ciekawy – generalnie jest to prosta spódnica z lekkimi marszczeniami na brzuchu, a z tyłu doszyty trójkątny ogon.  Burda proponowała go  w tym samym kolorze co spódnica. Ja trochę pokombinowałam, żeby spódnica  z żakietem stanowiły całość.

Miałam problem z doborem bluzki pod żakiet, gdyż jest on dość dopasowany. A maj 1999 roku był bardzo ciepły, więc musiałam mieć coś pod spodem. Przemierzyłam ogromne ilości białych, różowych, cielistych i innych sklepowych bluzek i topów. Niestety, wybrany przeze mnie kolor jest bardzo kapryśny i dobrać do niego komponenta jest prawie niemożliwe. Więc, pozbierałam resztki tkanin i uszyłam top – góra merino, ramiączka, guziki i podszewka – satyna.

Zdjęcia poniżej nie ślubne, a z specjalnej późniejszej sesji 🙂  catop2catop1

Top szyty z wykroju burda 6/98 model 124

W tym czasie miałam bardzo długie włosy, na ślub chciałam jakoś je upiąć, stąd pomysł doszycia gumki z resztek  po topie.

Tak wyglądała całość. aslubne1

Powiem nieskromnie, wyszło idealnie! W tej stylizacje nawet teraz nic bym nie zmieniła. Wszystko na miejscu i w czasie i całkowicie odzwierciedla mnie wtedy.  Nawet buty znalazłam w idealnie pasującym kolorze i Męża właśnie takiego, jakiego potrzebowałam 🙂

Myślę, że ten komplet jest jedna z moich najlepszych krawieckich prac.

Ślubny zestaw aktywnie używam do teraz, oprócz topu, niestety jest  już trochę ciasny. Później doszyłam klasyczną spódnicę do kolan i mam  wyjściową garsonkę.  Często jest komplementowany, ja oczywiście nie przyznaje się, że jest on taki stary. Ale nie widać po nim wieku – tkanina merino, z którego jest uszyty, nie zmieniła ani koloru ani struktury, nie porozciągała się, ani w innym sposób nie zniekształciła się, nawet nie zaszkodziło jej częste czyszczenie (ze względu na kolor).  calosc2

I niewątpliwie własnoręcznie uszyty kostiumik był moim dobrym ślubnym talizmanem wbrew przesądom – te 15 wspólnych małżeńskich lat minęły szybko i przyjemnie, z odpowiednim człowiekiem  i właśnie tak, jak sobie kiedyś wymarzyłam.

Więc nie wierzcie, że jakiś głupoty decydują o naszym życiu – jesteśmy sami kowalami swojego szczęścia! Tylko my  sami wiemy najlepiej co dla nas jest najlepsze i czego najbardziej pragniemy, a jak trochę przyłożymy się, to na pewno osiągniemy wszystko,  czego chcemy.

Podobne wpisy

4 komentarze

  1. Gratuluję rocznicy! i wyjątkowej ślubnej kreacji również 🙂 Ja też nie wierzę w jakieś przesądne głupoty, do szczęścia potrzebna jest odpowiednia druga połówka a nie R w miesiącu ślubu, coś pożyczonego, coś niebieskiego itd.

Dodaj komentarz