Witam jesiennie!
Ten wakacyjny sezon minął mi bardzo szybko 🙁 Było intensywnie i ciekawie. Na szycie nie miałam zbyt dużo czasu, więc jak już znalazłam chwilę, starałam się szyć wyroby przede wszystkim wygodne i uniwersalne, pasujące na wiele okazji.
I tak w ramach przygotowania na wyjazd do Południowej Afryki powstał ten oto zestaw:
W programie naszej wycieczki najważniejszymi punktami było safari i bardzo dużo zwiedzania, więc potrzebowałam spodni, które wytrzymają 2 tygodnie w różnych warunkach klimatycznych. W których będę siedzieć, chodzić, leżeć i jeszcze nie wiadomo co robić. Miały być luźne, ale nie przeszkadzać w szybkim poruszaniu się i nie mogły być sztywne, jak dżinsy. Tkanina mała być dość wytrzymała i odporna na kurz, brud i podarcie, a do tego musiały być po prostu super 🙂
Wiem, trudno w to uwierzyć, ale uszyłam właśnie takie spodnie
Moje nowe „afrykańskie” spodnie wykonały swoje zadanie na 200%
Czułam się w nich komfortowo zarówno przy upale w Parku Krugera (zdjęcia powyżej) jak i przy prawie mrozie na Górze Stołowej w Kapsztadzie (zdjęcie poniżej)
Bucket hat powstał z resztek po spodniach. Chronił mnie przez cały wyjazd przed słońcem, wiatrem i atakami strusi
Zobaczyliśmy dużo zwierząt.
A zresztą, co to za podróżniczka bez kapelusza?!
Wykroje:
Kapelusik – Burda 6/2019, opis na stronie 6-8
Spodnie – wykrój z Burda 8/2019 model 107
Jak już pisałam powyżej, konstrukcja spodni jest rewelacyjna – wysoka talia, zakładki na dole, nawiązujące do stylu safari i model dość dopasowany w biodrach, czyli nie pogrubiają sylwetki.
Moja tkanina – grubsza bawełna z elastanem z domowych zapasów – kupiłam ją kilka lat temu w stacjonarnym sklepie w Krakowie.
Zdjęcie powyżej oprócz mnie w spodniach, przedstawia bardzo klimatyczne miejsce, gdzie zatrzymaliśmy się na Rooibosa – bardzo popularną w RPA herbatę.
Była pyszna!
A jako bonus, zobaczyłam tu dużo krawieckich ciekawostek. Na przykład, przy wejściu do sklepo-kawiarenki wisiała taka oto dekoracja z guzików
A w środku, między innymi, można było znaleźć takie cuda
Trochę zboczyłam z tematu mojego outfitu 🙂
A spodnie przetrwały dosłownie wszystko – wielogodzinną jazdę autem – zrobiliśmy po RPA w sumie około 5 000 kilometrów, z czego pewnie z tysiąc „polując” na zwierzęta
Tu „strzeliłam” telefonem piękna żyrafkę, która prawie zaglądała do okna naszego auta
Słonia rodzinka, maszerująca na wodopój. Zwierzęta na drodze mają pierwszeństwo!
A tu gadamy z ptaszkiem Zazu 🙂 Postać z bajki „Król Lew”, który był doradcą Króla
Zbliżenie.
Tak naprawdę ptak się nazywa Yellow-billed Horbill, jest przepiękny i w ogóle nie boi się ludzi. A wierzchołek jego dziobka jest w kolorze moich spodni.
Pokażę Wam jeszcze trochę „upolowanych” aparatem wolnych zwierząt:
Były też góry Smocze, Czarne i Blyde Canyon, który jest trzeci na świeci po wielkości.
Na zdjęciu poniżej – Valley Of Desolation. Przepiękne miejsce! Setki kilometrów naokoło NIC nie ma – takie wrażenie, że jesteś na Księżycu
I jeszcze były oceany, miasta, ludzie ….
I moja nowa miłość – SŁONIE
Oczywiście, w walizce miałam też inne spodnie – kupne dżinsy i jeszcze kilka z lnu, które w ogóle nie zdały egzaminu na wyjeździe. Te uszyte okazały się być najlepsze!
Do kompletu przypasowała mi prosta bluza z wiskozy, uszyta wiosną. Wykrój z Burda 7/2013 model 130. Dół i rękawy wykończone bawełnianą koronką
I na koniec jeszcze kilka zdjęć z moją towarzyszką podróży 🙂
Córka jest też autorem większości zdjęć.
Zaznaczę też, że tym razem nie było specjalnych przygotowań i sesji. Wszystko robione na „żywca” bez pozowań, ustawień i możliwości powtórki. Dlatego zdjęcia nie są doskonałe techniczne, ale mają wartość wyższą – są w nich ukryty niezapomniane chwili i emocje.