Futrzana kamizelka i … Czajkowski
Pamiętacie tą sukienkę, która mnie wykończyła?
Zebrała ona dość wysokie oceny od osób szyjących.
Czajkowskiego mogę słuchać zawsze i wszędzie w dowolnych ilościach, a jak mam możliwość obejrzenia baletu, wtedy jestem podwójnie szczęśliwa. „Jezioro łabędzia” widziałam z kilkanaście razy i zawsze mnie zachwyca po nowemu! Miałam szczęście urodzić się w Kijowie, gdzie Opera Narodowa jest jedna z najpiękniejszych na świecie i jest to jedno z najważniejsze miejsc życia i rozwoju kulturowego miasta i kraju. Jak kiedyś będziecie w Kijowie olejcie muzea historyczne, w których wyraźnie widać co i gdzie kradł Związek Radziecki dla stworzenia „swoich” pamiątek i szerokim łukiem omijajcie Złote Wrota – wyjątkowo paskudne coś, które w czasie mojego dzieciństwa było przecudnymi ruinami nadgryzionymi czasem i promieniującymi historią, a jakiś „mistrz architektury” wymyślił „ulepszyć” pomnik, budując miejsce do kasowania niedouczonych turystów. Zamiast deptania po tych nic nie wartych miejscach, zamówcie wcześniej przez internet bilety do Opery Narodowej w Kijowie, obojętnie na jaki spektakl, nawet jak nie lubicie opery i baletu, nigdy tego nie pożałujecie, koniecznie idźcie tam! Właśnie w tym miejscu znajdziecie prawdziwą Ukrainę, jej piękno i historię.
A wracając do Krakowa i moich sukienek 🙂 Pogoda w Polsce się popsuła i leją deszczy, co mnie trochę ucieszyło, bo mogłam wreszcie „wyprowadzić” swoją sukienkę, o której wspomniałam powyżej. Do niej dobrałam futrzaną kamizelkę, uszytą z sztucznego futra, udającego patchwork. Wykończona kamizelka naturalnym futrem z wilka. Tak, wiem, nie ekologiczne, ale lubię futra, ot taka moja słabość 🙁 Żeby jakoś się usprawiedliwić napiszę, że staram się wykorzystywać je maksymalnie. Najczęściej moje naturalnie futrzane dodatki i wyroby, to są przeróbki z rzeczy podlegających wyrzuceniu, które zbieram gdzie się da. Tak było i z tym pierwotnie kołnierzem, kupionym za groszy u babci na targowisku. Pewnie ten „wilk” pamięta czasy świetności tej babci, kiedy była młoda i piękna a wielbicieli otaczali ją obsypując kwiatami, komplementami i drogimi prezentami. Kto wie, może „mój wilk” był drogim podarunkiem od Miłości Życia Babci i jej ciężko było z nim się rozstać, ale życie zmusiło…. Nu dobra, znów mnie poniosła wyobraźnia, ale i tak lubię przedmioty z historią 🙂
Moje ubranko wczoraj niewątpliwie zwracało uwagę. Najpierw Mąż, który zwykle jest obojętny na ciuszki, powiedział, że trochę się boi mnie wypuścić samą „na miasto”, bo za ładnie wyglądam. Ja uśmiałam się i przypomniałam mu, że w gorszych rzeczach chodziłam sama, na przykład w tej sukience. Potem na przerwie koncertowej byłam otoczona wielu oczami, rozglądającymi moją sukienkę. Na czole obserwujących widniał pytajnik: Gdzie kupiła i za ile? A na dobicie zaczepił mnie Młody Pan na Krakowskim Rynku z zapytaniem jaki to projektant uszył taką ciekawą kieckę i cóż to za cudny materiał (miał na myśli pikówkę) 🙂
Trzeba powiedzieć, że na wczorajszym koncercie byli wyjątkowo ładnie ubrane widzowi, a to dlatego, że było dużo Włochów. A było ich dużo z dwóch powodów: w pierwszej części był grany utwór młodego włoskiego kompozytora Paolo Boggio – The Stained Glass Island II (prawykonanie światowe – II Nagroda na I Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim im. K. Szymanowskiego), a całym koncertem dyrygował niesamowity Pan Massimiliano CALDI, urodzony w Mediolanie (w którym już za niedługo też będę). Nie uwierzycie, ale pod koniec koncertu Pan wyglądał jak po 3 godzinach w siłowni, z jego smolistych loczków opadających na twarz lal się pot, koszula była dosłownie przyklejona po ciała. Cały koncert on, jak to normalny zbyt emocjonalny Włoch, przeżywał każdy dźwięk, jego twarz kipiała emocjami, każda cząstka jego ciała widoczna i myślę że też niewidoczna grała, tańczyła, śpiewała. Niepowtarzalny widok!
Jestem przekonana, że nasze wrażenia, myśli i to jak widzimy konkretne miejsca, ludzi i Świat zależą tylko i wyłącznie od nas i od naszych wyborów! Trochę zmieniając rosyjskie przysłowie powiedziałabym tak : „Powiedz mi jak ty widzisz to co ciebie otacza, a ja powiem jakim Ty jesteś człowiekiem”.
Sorry, wyszło długo i wyniosłe, ale właśnie tak na mnie działa Czajkowski – zmusza do myślenia, popatrzenie na rzeczywistość z innej perspektywy i przeanalizowania aktualnych priorytetów. Tak jak Królewicz Zygfryd z „Jeziora Łabędzi” próbuje wypatrzyć w zaczarowanym jeziorze życia gdzie jest prawdziwa Odetta, a gdzie jej zła podróbka. I aby mi nigdy nie zabrakło siły, wiary i konsekwencji w walce z czarnymi mocami i swoimi słabościami i aby zawsze miałam odwagę przyznać się do błędów i naprawiać złe wybory, twardo dążąc do postawionego celu i do osiągnięcia szczęścia. Czego i Wam życzę!
Aga, jeszcze raz dziękuje za przecudny majowy sobotni wieczór pełny przeróżnych wrażeń i nowych smaków :-)))
Bardzo fajnie napisane.
Pozdrowienia Wijasy
Dziękuję za miły komentarz!
Już wiem jak spędzasz wieczory;)- tworzysz barwne opowieści i szyjesz. Albo szyjesz i tworzysz barwne opowieści. Bardzo poetycki wpis- taki magiczny. Szkoda, że zrobiłam takie marne zdjęcie tą komórką….
Dzięki Aga! Opowieści nie tworze, pisze ich życie, a ja tylko czasami spisuję 🙂